Jedna z najważniejszych zmian, która dokonuje się w obecnie w ludziach – w poszerzającej się, transformującej zbiorowej ludzkiej świadomości – polega na odkryciu, rozpoznaniu, że źródło wszystkiego, czego szukamy czy potrzebujemy w życiu – czyli wszelkiej obfitości – istnieje już teraz w naszym wnętrzu, jest dla nas dostępne w każdej chwili. Odkrycie to – podążanie w jego kierunku, poszerzanie tej świadomości – można nazwać wielką duchową zmianą, która się tak naprawdę dopiero zaczyna, i z której konsekwencji – potężnego wpływu na nasz przyszły rozwój – nie zdajemy sobie jeszcze w pełni sprawy.
To rozpoznanie zanim stanie się udziałem kolektywu ludzkiego, doświadczane jest przez coraz większą rzeszę jednostek, przynosi ze sobą ogromny potencjał przeobrażenia nas samych, a także jakości naszego życia. Czasami wniknięcie głębiej w ten wgląd, uświadomienie sobie skutków i następstw tej przyszłej zmiany w zbiorowej świadomości, wręcz mnie „poraża”, oczywiście w pozytywnym sensie, dosłownie rozkłada na łopatki. Jest to prawdziwy przeskok ewolucyjny ziemskiej świadomości.
OBFITOŚĆ PRZYWILEJEM KAŻDEGO
Wszelka obfitość jest przywilejem każdego człowieka. Nie trzeba spełniać żadnych warunków, aby na nią zasłużyć. Już sam fakt, że jesteś życiem, jesteś świadomością, jesteś światłem, atomem boskości, nobilituje i upoważnia Cię do jakiejkolwiek obfitości, którą wybierzesz. Wystarczy to, że po prostu jesteś. To twoje boskie dziedzictwo, prawo, upoważnienie. Jest to jedna z najważniejszych rzeczy, którą chcę Ci powiedzieć. Niech ta prawda zakoduje się w Tobie, na wszystkich poziomach Twojego przejawienia. Nie istnieje żadne oddzielenie między Tobą a źródłem. Każdy człowiek ma pełne prawo oraz możliwość czerpania z zasobów obfitości źródła.
Ok, ale patrząc na nasz świat, odnosi się wrażenie, że jest on raczej pełen niedostatku niż obfitości. Skąd więc taka rozbieżność? Istnieje wiele różnych przyczyn i powodów tego, że ludzie nie sięgają po istniejącą w ich wnętrzu obfitość, nie wybierają jej. Składa się na to cały matrix naszego umysłu, oparty w głównej mierze na zbiorowych, świadomych oraz podświadomych przekonaniach. Wszystko to jest zapisane, „wdrukowane” w ludzki, kolektywny umysł genetyczny, pod który „podłączana” jest każda nowo narodzona istota ludzka.
Jako rasa ludzka doświadczamy czegoś w rodzaju snu – zbiorowego snu ludzkości. Pomimo tego, że wytworzona przez nas rzeczywistość, nasze życie, nasze możliwości, wszystkie różnorodne doświadczenia, zakres postrzegania tego, kim jesteśmy, wydają się czymś tak stałym oraz prawdziwym, wszystko to jest jedynie pewnym wibracyjnym pasmem fraktala świadomości (na którym jako zbiorowość się obecnie znajdujemy), w kosmicznej ewolucyjnej spirali świadomości. W życiu, w nas samych, istnieje o wiele, wiele więcej. Znajdująca się na tym poziomie ludzka świadomość, która doświadcza siebie samej głównie za pośrednictwem konstruktu własnego trzeciowymiarowego umysłu, siłą rzeczy będzie postrzegać oraz uznawać obecne doświadczenie – obecny stan rzeczy – jako jedyny, prawdziwy, ostateczny i niepodważalny. Tkwiąc wewnątrz „pudełka”, ciężko rozpoznać rzeczywistość, zakres możliwości istniejący poza nim. Rzeczywistość wewnątrz pudełka, zawsze będzie postrzegana jako cały zakres istniejącego świata/potencjału/doświadczenia.
Ludzie postrzegają siebie samych w oddzieleniu od źródła, więc doświadczają tego. Jeżeli uznasz siebie za istotę oddzieloną od swojego źródła, z którego przecież pochodzi wszelka obfitość, automatycznie w dużej mierze ograniczysz, odetniesz się od napływu tej obfitości do własnego życia. Stworzysz własny hologram rzeczywistości, w którym ta koncepcja zamanifestuje się jako Twoja prawda. Skupiamy się na brakach, niedostatkach istniejących w naszym życiu, więc doświadczamy ich (podtrzymujemy ich istnienie, zasilamy je). Przytłoczeni morzem obowiązków i codziennych spraw, zupełnie zapominamy o tym, żeby skierować się do obfitości istniejącej w naszym wnętrzu. Mało kiedy się o tym ludziom mówi i przypomina. W wyniku narzuconej mentalnej tresury – zbiorowej kontroli umysłów – ludzie uważają siebie za niegodnych, ograniczonych, bezsilnych, więc tak też będzie się przedstawiać doświadczenie życia. Tego typu przytłumienie oraz ujarzmienie ludzkiej świadomości, najczęściej będzie sugerować, aby na początku zawsze wyprzeć i odrzucić idee, dotyczącą wewnętrznej obfitości.
Żyjemy też wewnątrz zbiorowego przekonania, które każe nam wierzyć w to, że aby cokolwiek zdobyć – osiągnąć obfitość w obojętnie której płaszczyźnie życia – trzeba się naszukać, naszarpać, namęczyć, narobić, mieć „szczęście” w zewnętrznym świecie form. Tak też więc kształtować się będzie nasza rzeczywistość. Świadczą o tym przeróżne przekonania typu: „nie ma nic za darmo”, „tylko ciężką pracą coś się osiągnie” itd. Sami więc blokujemy się na lekki i swobodny przepływ obfitości. Widząc różne „klocki” na zewnątrz nas, mniemamy, że aby pozbierać ich jak największą ilość oraz je ułożyć, musimy wykonać pewną pracę, wydatek energetyczny na zewnątrz nas. Do tej pory, ludzie świadomie bądź nieświadomie zrezygnowali ze swojej mocy, lecz to się zmienia. Wszystko, co tutaj wymieniłem, nie jest prawdą, lecz jedynie doświadczeniem, tak bardzo uwarunkowanym i ograniczonym.
Korzenie nasze pochodzą, są umocowane w świecie duchowym, niefizycznym. Stamtąd wywodzi się nasza prawdziwa tożsamość, tam jest nasz dom. Nasza świadomość jest tylko chwilowo i przejściowo „zanurzona” w ziemskim świecie materii, którego doświadcza za pośrednictwem ludzkiego ciała. W tym świecie postrzegamy siebie samych najczęściej wyłącznie za sprawą umysłu oraz właśnie ciała fizycznego. Wokół nich zbudowana jest nasza cała „tutejsza” tożsamość, która jest tymczasowa, przemijająca. Ograniczamy więc niesamowicie własną istotę, a co z tym idzie – nasze możliwości.
W dodatku ziemski plan materialny jest urządzony za pośrednictwem pasożytniczego systemu w taki sposób, aby „uwięzić” kolektywną świadomość ludzką w wąskim paśmie częstotliwości niedostatku oraz lęku. Siłą rzeczy system sprawia, że wierzymy w przekonanie, że dostatek i obfitość są czymś ciężkim, dostępnym dla nielicznych. Postrzegamy więc prawdziwą rzeczywistość, samych siebie w sposób bardzo wypaczony i zniekształcony, w totalnym oderwaniu od naszej prawdziwej, duchowej jaźni. Na ile się uwierzy, że istniejące na zewnątrz nas przeróżne hologramy niedostatku (problem głodu na świecie, zadłużenie świata, ubóstwo, choroby ludzkie) są ostateczną i niezmienną prawdą na temat życia i rzeczywistoci, na tyle ograniczymy (zablokujemy swoją podświadomość) samych siebie na przepływ czystej obfitości ze świadomości źródła.
Nasze zawieszenie się na planie materialnym sprawia, że zapominamy o własnym duchowym dziedzicwie. Zapominamy o duchowej mocy, którą posiadamy, ponieważ ziemski plan materialny niesamowicie warunkuje nasze postrzeganie. Z takiej ziemskiej, uwarunkowanej perspektywy koncepcja głosząca, że wszelka obfitość jest naszym przywilejem może brzmieć jak utopia czy jakieś sci-fi 🙂
Jednakże, tak samo może istnieć gdzieś w czasoprzestrzeni cywilizacja, znajdująca się na o wiele wyższym fraktalu świadomości, mocno zakotwiczona w świadomości źródła, która nie byłaby w stanie pojąć idei, że może istnieć świat, w którym zamieszkujące go istoty, odsuwają od siebie dostęp do boskiej obfitości, ignorują ją, czy wręcz wyśmiewają taką koncepcję. Mogą nie być w stanie uwierzyć w to, że można żyć w takim ograniczeniu i nieświadomości. Mogą to postrzegać jako taką samą niedorzeczność jak np. związanie sobie rąk lub zasłonięcie opaską oczu, żeby utrudnić sobie samemu doświadczanie życia 🙂
Do tej pory mało kto z ludzi ustanowił czyste, piękne, mocne połączenie ze źródłem w sobie (bardzo niewiele osób (mając na uwadze przekrój całego społeczeństwa), w ogóle uświadomiło, rozpoznało taki wgląd i możliwość), więc przepływ obfitości z wewnątrz nas do zewnętrznej szaty życia, pozostaje, póki co nieznanym doświadczeniem na poziomie zbiorowym. Jeżeli wewnętrzne wrota do źródła boskiej obfitości dotychczas były mocno przez nasz własny wybór „przymknięte”, ciężko oczekiwać, aby jakakolwiek forma dostatku i bogactwa zalewała nasz świat, a także życie nas samych. Z tego poziomu fraktala świadomości najczęściej obecnie patrzymy na rzeczywistość oraz zakres własnych możliwości.
W momencie, gdy człowiek prawdziwie zacznie ufać sobie samemu – otworzy się na wewnętrzną obfitość, każdego dnia na nowo będzie ustanawiał oraz rozwijał, pielęgnował połączenie z boskim źródłem obfitości w nim, wciąż na nowo wybierał konkretny, wypełniający jego życie rodzaj obfitości, zacznie w sobie samym widzieć oraz odczuwać źródło wszelkiego dostatku – z biegiem czasu rozpozna i doświadczy ogromnych pozytywnych zmian. Wszystko będzie się automatycznie i naturalnie regulować, harmonizować, układać.
Dopóki człowiek nigdy tego w życiu jeszcze nie wybrał, nie doświadczył, niemożliwe jest, aby rozumiał, był świadomy, jak tego typu potężna transformacja życia się dokonuje. Będzie on postrzegał to wszystko wyłącznie przez pryzmat obecnego stanu świadomości (opartego na tym co wie – czyli przeszłości – najczęściej skierowanego, nastawionego poprzez różne blokady, programy umysłu na doświadczanie ograniczenia, niedostatku, braku świadomego połączenia w jedności ze źródłem), jako mocno abstrakcyjną koncepcję. Tego typu projekcja i przekonania, które są niczym więcej niż indywidualnym wyobrażeniem, osądem – ostatecznie formą iluzji – spowoduje, że doświadczenie rozpoznania siebie samego jako źródła boskiej obfitości zostanie wyparte, zignorowane i odrzucone.
Dla lepszego zwizualizowania wyobraźcie sobie ponad 7 miliardów ludzkich istot. Każdy człowiek posiada w swoim sercu most/portal łączący ze źródłem wszelkiego istnienia, boską obfitością. Im mocniej udało się człowiekowi ustanowić, aktywować owo połączenie, przepływ obfitości, tym silniej rozświetlony jest ośrodek energetyczny jego serca. Oczywiście serce zawsze najbardziej rozjaśniać będzie bezwarunkowa miłość do siebie samego, oraz każdej formy życia, lecz w tym przypadku skoncentrujmy się wyłącznie na aspekcie wszelkiej boskiej obfitości i dostatku.
Proces przepływu obfitości źródła zawsze jest inicjowany przez wielki zwrot, jakim jest skierowanie swojej świadomości do własnego wnętrza – przeniesienia uwagi ze świata zewnętrznych form do wewnętrznego światła. Dopiero po tym kroku, otwiera się przestrzeń, pojawiają się możliwości rozwijania, poszerzania, wzmacniania, budowania czystego przepływu obfitości między nami a źródłem. Dopóki nie spojrzy się w kierunku źródła istniejącego głęboko w nas samym, jak można myśleć o tworzeniu jakiejkolwiek formy komunikacji i wymiany?
Spójrzmy teraz na obecną sytuację ludzkości, etap transformacji świadomości, na jakim się znajdujemy. Uczymy się dopiero przekierowywać uwagę do własnego wnętrza, ugruntowywać w sercu naszą świadomość, zakotwiczać się w sobie samych. Jednocześnie uczymy się pielęgnować oraz rozwijać połączenie ze źródłem, ustanawiać kanał przepływu obfitości. Istnieje cała masa ludzi na planecie, którzy dopiero zaczną za jakiś czas otwierać się na tego typu wgląd, doświadczenie i proces. Na daną chwilę ich wewnętrzny kanał przepływu obfitości między nimi a świadomością źródła jest mocno ograniczony, a ich świadomość oraz uwaga jest jeszcze bardzo silnie zawieszona na świecie zewnętrznym, będąc często zagubioną i zatopioną w przeróżnych sztucznych hologramach niedostatku i ograniczenia, istniejących na zewnątrz nich.
Poprzez wpuszczanie światła obfitości do własnego życia, transformuje się tak naprawdę cały świat. Myślę, że taka jest właśnie obecna rola ludzi świadomych. Narzędzi, możliwości, obszarów pracy jako ludzie mamy naprawdę sporo. Są nimi wszystkie obszary naszego życia, które wymagają zintegrowania, zrównoważenia, naprawienia, wzmocnienia, uzdrowienia. Każde własne ulecznie – wypełnienie obfitością zdrowia schorowanego ciała – wpuszcza w wymiar ziemski boską obfitość zdrowia. Każde zrównoważenie, uleczenie, zharmonizowanie relacji z innym człowiekiem – wypełnienie tej przestrzeni obfitością harmonii, porozumienia, szacunku itd – wpuszcza w wymiar ziemski obfitość harmonii, porozumienia i szacunku. Każde otworzenie się na obfitość materialną, ustanawia Ziemię jako miejsce wszelkiej obfitości i dostatku. Każde otworzenie się na obfitość wdzięczności i radości, ustanawia Ziemię miejscem wdzięczności i radości.
Za każdym razem, gdy wpuszczasz do swojego życia jakąkolwiek formę obfitości, wpuszczasz na naszą planetę, boską obecność, boską energię obfitości, ugruntowujesz na Ziemii świadomość źródła. Jeżeli dostateczna ilość ludzi na Ziemi utworzy w sobie szeroki, wewnętrzny kanał przepływu obfitości pomiędzy nimi a świadomością źródła, wtedy tak naprawdę wyślemy coś w rodzaju zbiorowego sygnału i informacji typu „Jesteśmy gotowi na planetarną obfitość”. Najpiękniejsze jest to, że proces ten już się dzieje i nie ma od niego odwrotu :)
Warto też być świadomym pewnej dosyć częstej rozbieżności w postawie. Wiele osób świadomych wypatruje lepszego świata, w skupieniu i nadziei wyczekuje, aż wszystkie struktury globalnego systemu przejdą cudowną transformację, jednoczześnie nie poczynając samemu za wiele, aby ich własna wewnętrzna obfitość wypełniła i przetransformowała te aspekty ich życia, które tego wymagają najbardziej. To tak jak patrzeć na swoje odbicie w lustrze i czekać, aż się pierwsze do nas uśmiechnie. Każdy człowiek jet więc „zapalnikiem”, od którego zaczyna się globalna przemiana.
UAKTYWNIANIE PRZEPŁYWU, MOC ODDECHU
Zmiana zaczyna się od fundamentalnego zrozumienia, że wszelka obfitość pochodzi z naszego wnętrza. Wystarczy uświadomić sobie to i wprowadzić w życie. Możliwe jest to jedynie, wtedy kiedy człowiek całkowicie zaufa źródłu boskości, przede wszystkim zaś zaufa sobie samemu. Chodzi właśnie o takiego rodzaju „przekierowanie”. Inicjacja odbywa się z poziomu naszego rozpoznania oraz intencji. To my sami świadomie uaktywniamy przepływ obfitości. M.in. właśnie to, oznacza dla mnie prawdziwe poszerzanie swojej świadomości. Kanał komunikacji ze źródłem istnieje u każdego człowieka od zawsze. Od nas tylko zależy, na ile go rozwiniemy, wzmocnimy, poszerzymy, uaktywnimy.
Otwieranie się na przepływ obfitości pomiędzy naszą świadomością a świadomością źródła jest etapem, nauką/przypomnieniem, nad którym właśnie teraz jako ludzkość pracujemy. Ustanawianie w związku z tym nowych wartości, nowych życiowych priorytetów, świadomy ich wybór, nauka odbioru oraz czucia tego subtelnego „tańca energii” pomiędzy nami a źródłem, jest teraz bardzo ważnym obszarem rozwoju. Łącząc się z energią własnego serca, w gruncie rzeczy łączymy się z kosmiczną inteligencją wszechświata.
Istnieje wiele sposobów, aby wpuścić obfitość do swojego życia, zamanifestować ją. Najlepiej jak każdy wybierze/stworzy dla siebie ten, który czuje, oraz który podpowiada mu serce. Nie istnieją żadne wyjątkowe techniki, narzędzia itd., zawierające monopol na prawdę. Chodzi przede wszystkim o to, aby płynęło to z serca, a także poparte było czystą, szczerą intencją, osadzoną w boskiej miłości.
Moją ulubioną techniką jest oddech, niezwykle skuteczne i potężne narzędzie. Oddech pozwala, aby budząca się w nas boska obfitość wypełniła całą naszą istotę, wprowadzając, wpuszczając ją do przestrzeni naszego życia na ziemskim planie. Oddech jest przekaźnikiem, „pasem transmisyjnym pomiędzy źródłem a nami. Sprowadza wszelką obfitość do naszej rzeczywistości.
Na jakiej zasadzie to działa? Źródło obfitości istnieje wewnątrz nas, ugruntowane są w źródle, do którego bramą jest ośrodek energetyczny naszego serca. Świadomy oddech jest dostępem do nich. Na początku należy się wyciszyć, aby wejść w przestrzeń swojego serca. Każda boska kreacja powinna manifestować się z poziomu serca. Nieocenioną drogą ku temu jest zatopienie się w uczuciach wdzięczności oraz radości, wygenerowanie ich w sobie. Gdy już staniemy się cisi oraz lekcy, skupiamy się na konkretnej formie obfitości, którą chcemy wypełnić swoje życie. Wypowiadamy ją w swoich myślach, łączymy się z nią, wyobrażamy ją sobie. Posyłamy w kierunku źródła myśl, intencję, wyobrażenie. Może to być zdrowie, szczęście, radość, bogactwo materialne, równowaga w związku, inteligencja, kreatywność, wybaczenie, miłość itd. Jakakolwiek forma obfitości czy równowagi. W nas istnieje już wszystko. Tym sposobem można uzdrowić czy zharmonizować każdy aspekt naszego życia.
Następnie za pomocą wdechu przywołujemy ją, ściągamy z istniejącego głęboko w nas niefizycznego wymiaru świadomości źródła, do fizycznego wymiaru naszej istoty tu i teraz. Wraz ze wdechem wyobrażamy sobie jak ta obfitość, przychodzi do naszego serca z jego najgłębszych rejonów, wypełnia jego okolicę. Wsysamy energię obfitości w ten fizyczny wymiar.
Z kolei wydech powoduje, że owa energia obfitości rozchodzi się z ośrodka naszego serca we wszystkich kierunkach. Wypełnia wszystkie komórki naszego ciała, wypełnia nasz umysł, naszą świadomość. Wypełnia przestrzeń doświadczenia dookoła nas. Wypełnia całą chwilę obecną. Wypełnia przyszłe zdarzenia. Oddziałuje oraz uzewnętrznia się w stronę czasu, przestrzeni oraz doświadczeń istniejących „poza nami”. Niech towarzyszy także temu pewność, przekonanie, że już w momencie, gdy ją przywołujemy do naszego życia, już ona w nim istnieje. Wszystkie przejawy obfitości, które przywołujemy, dokonały się już w momencie zainicjowania. Wszystko przypływa lekkim, swobodnym nurtem. Nie może być inaczej. To esencja prawdziwego zaufania do siebie samego.
Ważne jest, aby nie angażować do tego swojego umysłu. Nie ustalać konkretnych oczekiwań, wyobrażeń w jaki sposób dana forma obfitości powinna zamanifestować się w naszym życiu. Należy pozostać całkowicie otwartym, ufać źródłu i sobie.
Jest to niezwykle prosta metoda, ale naprawdę skuteczna. Wyzwala potężną zmianę, budzi naszą boskość. Polecam praktykować ją każdego dnia. Oprócz manifestowania obfitości, transformuje nas ona na wielu poziomach. Przeprogramowuje głęboko naszą podświadomość. Sprawia, że zaczynamy czuć, rozumieć, być świadomym tego, że źródło wszelkiej obfitości jest już w nas. Dzięki niej przestajemy już szukać czegokolwiek na zewnątrz.
Proponuję każdego dnia, wciąż na nowo, ustanawiać i pielęgnować owo połączenie z obfitością świadomości źródła. Otwierać się na obfitość źródła, nasycać się nią. Niech stanie się to myślą przewodnią codzienności.
Tym sposobem będziemy tworzyć nowy, bliski związek ze świadomością źródła, oparty na komunikacji, współpracy, zaufaniu, jedności. Będziemy przechodzić ze starego świata/starej świadomości do nowego. To jest właśnie etap, przez który jako rasa ludzka przechodzimy obecnie: budowanie nowego związku ze świadomością źródła, co de facto jest odkrywaniem samego siebie, łączeniem się z własnym duchem. Inaczej mówiąc, wypełniamy się wtedy Bogiem. Przestrzeń energetyczna Ziemi jest już na tyle wysokowibracyjna oraz otwarta, że wszystko to jest teraz o wiele łatwiejsze.
Piękny artykuł,bardzo pomocny. Dziękuję.
Proszę, popraw błąd ,który zakradł się również do wcześniejszego posta. Piszesz: wypatrzony, a chyba masz na myśli : wypaczony:-)
Dziękuję 🙂 nie wiem co ja mam z tym „wypatrzeniem” 😀 Pozdrawiam 🙂
To są święte słowa. Istnieje jednak jeden punkt , którego nie udaje sie prawie nikomu przeskoczyć. Ten moment to nasz umysł. Umysł zrobi wszystko abyśmy nie dotarli do naszej obfitości. I nie dotrzemy tam. Nie dotrzemy, ponieważ taka jest rola umysłu. Umysł jest pilnującym nas strażnikiem. Niestety umysł nie jest nasz. Nie jest to umysł ludzki.
ten fragment poniżej z książki Castanedy to wyjasnia. Matrix też to pokazywał. Ale jest medytacja , którą podał Cobra która pozwala na usuniecie pasozyta. Jak niżej
https://alloya.wordpress.com/2013/12/10/working-with-obsidian-light-dealing-with-archonic-parasites/
– Dlaczego ten drapieżca zawładnął nami w sposób, o jakim mi mówiłeś, don Juanie? – zapytałem. – Musi istnieć jakieś logiczne wytłumaczenie.
– Jest wytłumaczenie – odparł don Juan – i to najprostsze na świecie. Zawładnęli nami, ponieważ jesteśmy ich pożywieniem, i uciskają nas bezlitośnie, ponieważ utrzymujemy ich przy życiu. My hodujemy kurczęta na kurzych fermach, gallineros, drapieżcy zaś hodują nas na ludzkich fermach, humaneros. Dlatego zawsze mają co jeść.
Poczułem, że gwałtownie kręcę głową na boki. Nie potrafiłem wyrazić swego głębokiego zaniepokojenia i niezadowolenia, ale moje ciało zaczęło się poruszać, by dać upust tym uczuciom. Trząsłem się cały, od włosów na głowie po czubki palców stóp, zupełnie bezwolnie.
– Nie, nie, nie, nie – usłyszałem swój głos. – To absurd, don Juanie. To, co mówisz, jest potworne. To po prostu nie może być prawda, ani dla czarowników, ani dla przeciętnych ludzi, ani dla nikogo.
– Dlaczego nie? – zapytał chłodno don Juan. – Dlaczego nie? Bo cię to doprowadza do szału?
– Tak, doprowadza mnie to do szału – odparłem sucho. – Twoje sugestie są potworne!
– No cóż – powiedział – nie wysłuchałeś jeszcze wszystkich moich sugestii. Poczekaj chwilkę i potem oceń, co na ten temat sądzić. Zaraz dostaniesz się w prawdziwą nawałnicę. To znaczy, że twój umysł zostanie wystawiony na zmasowany atak, a ty nie będziesz mógł się poddać i sobie pójść, bo jesteś w pułapce. Nie dlatego, że cię uwięziłem, ale dlatego, że coś ukryte głęboko w tobie nie pozwoli ci odejść, choć jakaś część ciebie po prostu wpadnie w szał. Tak więc, przygotuj się! Czułem, że mam w sobie coś z masochisty. Don Juan miał rację. Nie wyszedłbym z jego domu za nic na świecie. Mimo to jednak ani trochę mi się nie podobały brednie, które wygadywał.
– Chcę przemówić do twojego analitycznego umysłu – rzekł don Juan. – Zastanów się przez chwilę, a potem mi powiedz, jak byś wytłumaczył sprzeczność pomiędzy inteligencją człowieka-inżyniera i głupotą jego przekonań albo głupotą jego pełnego sprzeczności zachowania. Czarownicy są przekonani, że to drapieżcy dali nam przekonania, nasze pojęcia dobra i zła, nasze prawa społeczne. To oni stworzyli nasze nadzieje i oczekiwania, sny o powodzeniu i myśli o porażce. Dali nam pożądanie, chciwość i tchórzostwo. To przez drapieżców jesteśmy tak zadowoleni z siebie, schematyczni i egoistyczni.
– Ale jak można tego dokonać, don Juanie? – zapytałem, jakby bardziej jeszcze rozeźlony tym, co mówi. – Szepcą nam to wszystko do ucha, kiedy śpimy?
– Nie, nie robią tego w ten sposób. To idiotyczny pomysł! – odparł z uśmiechem. – Są nieskończenie skuteczniejsi i bardziej zorganizowani, niż ci się zdaje. Aby zapewnić sobie naszego posłuszeństwo, uległość i słabość, drapieżcy wykonali fantastyczne posunięcie – fantastyczne, oczywiście, z punktu widzenia strategii wojennej, a przerażające z punktu widzenia tych, przeciwko którym zostało skierowane. Oddali nam swój umysł! Słyszysz, co mówię? Drapieżcy oddają nam swój umysł, który staje się naszym umysłem. Umysł drapieżców jest barokowy, pełen sprzeczności, posępny, przepełniony obawą przed zdemaskowaniem, które może nastąpić lada chwila. Wiem, że choć nigdy nie cierpiałeś głodu – ciągnął – odczuwasz niepokój związany z jedzeniem, który nie jest niczym innym, jak niepokojem drapieżcy, że w każdej chwili jego posunięcie zostanie odkryte i zabraknie mu pożywienia. Poprzez umysł, który w końcu jest ich umysłem, drapieżcy wtłaczają w życie ludzi wszystko, co im pasuje. W ten sposób zapewniają sobie pewne bezpieczeństwo, które niczym bufor neutralizuje nieco ich strach.
– To nie o to chodzi, don Juanie, że nie mogę przyjąć tego ot tak – powiedziałem. – Mógłbym to zrobić, ale jest w tym coś tak ohydnego, że mnie po prostu odrzuca. Zmusza mnie do zajęcia w tej sprawie stanowiska oponenta. Jeżeli to prawda, że nas zjadają, jak to się odbywa?
Na twarzy don Juana malował się szeroki uśmiech. Był zadowolony jak wszyscy diabli. Wyjaśnił mi, że czarownicy widzą niemowlęta jako dziwne, świetliste kule energii, pokryte od samej góry do samego dołu czymś w rodzaju lśniącej otoczki, przypominającej plastykową pokrywę, ciasno dopasowaną do ich kokonu energii. Powiedział, że to właśnie ta lśniąca otoczka świadomości stanowi pożywienie drapieżców i że do czasu osiągnięcia przez człowieka dorosłości pozostaje z niej jedynie wąski strzęp, który biegnie od podłoża do czubków palców u stóp. Strzęp ten pozwala ludzkości zaledwie na przeżycie, ale nic ponadto. Zupełnie jak we śnie słyszałem, jak don Juan Matus wyjaśnia mi, że o ile mu wiadomo, człowiek jest jedynym gatunkiem istot, u którego lśniąca otoczka świadomości leży poza tym świetlistym kokonem. Dlatego też jest łatwą zdobyczą dla świadomości innego rzędu, takiej jak ciężka świadomość drapieżcy.
Następnie powiedział coś, co zdruzgotało mnie doszczętnie. Stwierdził, że ów wąski strzęp świadomości stanowi samo centrum autorefleksji, w której człowiek nieuleczalnie się pogrążył. Grając na naszej autorefleksji, która jest jedynym ocalałym punktem świadomości, drapieżcy tworzą rozbłyski świadomości, które następnie bezwzględnie pożerają. Podsuwają nam idiotyczne problemy, które wymuszają powstanie tych rozbłysków świadomości, i w ten sposób utrzymują nas przy życiu, żeby później móc się odżywiać owymi energetycznymi rozbłyskami powstałymi dzięki naszym niby-problemom. Musiało być coś w tym, co mówił don Juan; byłem w tym momencie tak zdruzgotany, że najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się niedobrze. Po chwili, wystarczająco długiej, bym zdążył dojść do siebie, zapytałem go: – Ale dlaczego czarownicy starożytnego Meksyku i współcześni czarownicy nic z tym nie robią, choć widzą drapieżców?
– Ani ty, ani ja nic nie możemy z tym zrobić – odrzekł don Juan poważnym, smutnym głosem. – Jedyne, co nam pozostaje, to poddać się dyscyplinie, dzięki której w końcu nie będą mogli nas tknąć. Jak chcesz wymagać od innych, by wzięli na siebie taki trud? Wyśmieją cię i wyszydzą, a co bardziej agresywni dadzą ci taki wpierdol, że popamiętasz. I zasadniczo nie dlatego, żeby nie chcieli ci wierzyć. Głęboko w każdym człowieku tkwi atawistyczna, intuicyjna świadomość istnienia drapieżców.
(…)
– Co ty opowiadasz, don Juanie? – zapytałem słabo. Gardło miałem ściśnięte. Z trudem oddychałem.
– Opowiadam, że naszym przeciwnikiem nie jest zwykły drapieżca. Jest bardzo przemyślny i zorganizowany. Metodycznie przestrzega planu, który czyni z nas istoty bezużyteczne. Człowiek, istota magiczna, nie jest już magiczny. Jest zwykłym kawałkiem mięsa. Człowiekowi nie pozostały już żadne marzenia oprócz marzeń zwierzęcia hodowanego dla mięsa: marzeń wyświechtanych, konwencjonalnych i kretyńskich.
Słowa don Juana wywoływały we mnie dziwną fizyczną reakcję, podobną do mdłości. Czułem się znów tak, jakbym miał za chwilę zwymiotować. Ale źródłem nudności były najgłębsze pokłady mojej istoty, sam szpik kości. Zacząłem konwulsyjnie drżeć. Don Juan potrząsnął mnie mocno za ramiona. Poczułem, jak szyja mi się trzęsie pod wpływem jego uścisku. Uspokoiłem się od razu. Odzyskałem nieco kontroli nad sobą.
– Ten drapieżca – powiedział don Juan – który jest, rzecz jasna, istotą nieorganiczną, nie jest dla nas tak całkowicie niewidzialny jak inne istoty nieorganiczne. Myślę, że jako dzieci go widzimy; jest to dla nas jednak tak przerażający widok, że nawet nic chcemy o tym myśleć. Dzieci, rzecz jasna, czasem się upierają i chcą zwrócić na niego baczniejszą uwagę, lecz wszyscy dokoła zniechęcają je do tego. Jedyną alternatywą dla ludzkości – ciągnął – jest dyscyplina. Dyscyplina to jedyny środek zaradczy. Ale gdy mówię o dyscyplinie, nie chodzi mi o jakieś ascetyczne praktyki. Nie chodzi mi o to, żeby wstawać o piątej trzydzieści każdego ranka i polewać się zimną wodą aż do zsinienia. Poprzez dyscyplinę czarownicy rozumieją umiejętność niewzruszonego stawiania czoła przeciwnościom losu, których nie braliśmy pod uwagę w naszych oczekiwaniach. Dla nich dyscyplina jest sztuką: sztuką stawiania czoła nieskończoności bez mrugnięcia okiem i to nie dlatego, że są oni silni i twardzi, lecz dlatego, że przepełnia ich nabożna cześć.
– W jaki sposób dyscyplina czarowników może być środkiem zaradczym? – zapytałem.
– Czarownicy powiadają, że dyscyplina sprawia, iż lśniąca otoczka świadomości staje się dla latawca niesmaczna – odparł don Juan, bacznie wpatrując się w moją twarz, jakby szukał w niej jakichś oznak niedowierzania.
– Efekt jest taki, że drapieżcy są zdezorientowani. Lśniąca otoczka świadomości, która jest niejadalna, nie mieści się, jak sądzę, w ich systemie poznawczym. Zdezorientowani, nie mają innego wyjścia, jak tylko odstąpić od swych nikczemnych zamiarów. Jeżeli drapieżcy nie będą przez jakiś czas zjadać naszej lśniącej otoczki świadomości – ciągnął – ta będzie dalej rosnąć. Upraszczając tę kwestię maksymalnie, mogę powiedzieć tak, że czarownicy, dzięki zachowywaniu dyscypliny, odpychają drapieżców wystarczająco długo, by ich lśniąca otoczka świadomości rozrosła się powyżej poziomu palców stóp. Kiedy już przekroczy ten poziom, urasta z powrotem do pierwotnych rozmiarów. ”
(Carlos Castaneda, Aktywna strona nieskończoności, Rebis, Poznań 2000)
Pięknie to napisałeś. Pozdrawiam serdecznie. Piotr
Świetny wpis, przyjemnie się to czyta. Pozdrawiam!
A ci rozumiemy przez obfitość źródła ? Czym się przejawia ? Materialnie?