Panika na giełdzie chińskiej

W czasie gdy my Europejczycy ekscytujemy się wydarzeniami w Grecji, Azjaci żyją tym co się dzieje w ostatnim czasie na chińskiej giełdzie. Poniżej podrzucam dwa artykuły, które pokazują nam, że załamywanie się ekonomii ma charakter globalny.

———————————————————————————————–

PANIKA NA CHIŃSKIEJ GIEŁDZIE

Przez ostatni tydzień świat ekscytuje się krachem na giełdzie w Chinach. Zamiast jednak podkreślać skalę przeceny, przedstawię Wam co generalnie działo się z chińską giełdą na przestrzeni ostatnich 2 lat. Jest to bowiem książkowy przykład zachowania inwestorów. Przeszliśmy w nim od długiego okresu tanich akcji, następnie burzliwego okresu wzrostu poprzez typową manię spekulacyjną. Obecnie na rynku zaczęła się ostatnia faza, czyli panika.

Giełda chińska przez ostatnie kilka lat była tania na tle konkurentów. W Europie, USA czy na wielu rynkach wschodzących wyceny akcji biły rekordy, do czego przysłużył się dodruk oraz zerowe stopy procentowe. Przed wzrostem cen broniły się tylko dwie giełdy: Szanghaj oraz Moskwa.

Na obu rynkach wyceny akcji w relacji czy to do wartości księgowej, czy do zysków kompanii były na poziomach niższych niż w Polsce w marcu 2009 roku (dno bessy). Inwestowanie w akcje nie interesowało nikogo poza wąskim gronem osób, które potrafiły dostrzec okazję. Sam przyznam się, że mimo iż wiedziałem, że wyceny akcji chińskich są na niskich poziomach, to nie zdecydowałem się w nie zainwestować obawiając się konsekwencji pęknięcia bańki na rynku nieruchomości.

W każdym razie, akcje na bardzo atrakcyjnych poziomach utrzymywały się przez ponad 3 lata. Wystarczająco długi okres aby zająć w nich pozycję i cierpliwie poczekać. Sytuacja zaczęła się zmieniać na początku 2014 roku, kiedy to ceny zaczęły rosnąć nadrabiając zaległości względem innych giełd. Nie było w tym nic dziwnego. Wielu globalnych inwestorów zdajac sobie sprawę z wysoki wycen w USA czy Europie zaczęło przenosić kapitał na tańszy rynek chiński.

W 2014 roku akcje na giełdzie w Szanghaju wzrosły o 60%, co odbiło się szerokim echem wśród Chińczyków, z których większość nigdy nie miała nic wspólnego z giełdą. Nagle każdy zapragnął zostać wielkim inwestorem bogacącym się wraz z cenami akcji rosnącymi w nieskończoność.

Zrzut_ekranu_2015-06-30_o_12.37_.34_Pierwsza połowa roku 2015 to już typowe objawy dla manii spekulacyjnej. Chińczycy masowo zaczęli otwierać konta brokerskie. W marcu uruchomiono ponad 4 mln nowych kont osobistych. Prawdziwe apogeum przyszło jednak w kwietniu. W ciągu zaledwie 1 tygodnia konta utworzyło 4,4 mln Chińczyków, po to aby za ciężko zarobione pieniądze kupić ekstremalnie przewartościowane akcje.

Zrzut_ekranu_2015-06-30_o_12.16_.04_Poniższy wykres doskonale obrazuje efekt jaki wywołał tzw. „dump money” rzucając się do zakupów akcji. O ile indeks największych spółek CSI-300 (największe spółki) wzrósł od poczatku roku o kolejne 60%, o tyle Chinext (odpowiednik amerykańskiego Nasdaq’a) poszybował o niebywałe 170%. Wszytko w ciągu niecałych 6 miesięcy.

Zrzut_ekranu_2015-06-30_o_12.22_.59_

Ostatecznie w połowie czerwca rynki w Chinach osiągnęły swoje wieloletnie maksima. Uśredniony współczynnik cena/zysk dla Chinext’u przekroczył poziom 60.

Dla przypomnienia wskaźnik powyżej 20 oznacza bardzo drogie akcje.

Stan manii doskonale odwzorowywały także wyniki nowych emisji akcji, czyli IPO (Initial Public Offering). Gdy nowa firma zamierza pozyskać kapitał z rynku emituje akcje. Jednocześnie aby znaleźć kupców cena akcji musi być na rozsądnym poziomie. W ostatnich miesiącach popyt na nowe akcje był tak duży, że średni wzrost ceny w ciągu miesiąca od upublicznia akcji wyniósł 260%. Kupujemy akcje nowonotowanej spółki, powiedzmy po 100 CNY, tylko po to aby po 30 dniach odsprzedać je po 360 CNY. To się nazywa zwrot z inwestycji!

Dług zaciągnięty na zakup akcji w relacji do kapitalizacji giełdy także osiągnął rekordowy poziom 4,2% bijąc na głowę giełdę w USA.


Bańka ostatecznie pękła.

W ciągu kolejnych dwóch tygodni szeroki indeks akcji stracił 22% i jest to najbardziej gwałtowny spadek na przestrzeni 15 lat. Najbardziej napompowany indeks spółek technologicznych Chinex stracił w tym czasie aż 32%, a pole do spadków nadal pozostaje ogromne. Nagle uliczni inwestorzy zobaczyli, że ceny akcji niekoniecznie muszą poruszać się wyłącznie w jednym kierunku.

W opisywanych krachu nie ma absolutnie nic dziwnego. Jest czymś zupełnie normalnym, że tzw. smart money przenosi się z jednych rynków na inne. Im wyższe mamy ceny akcji, tym mniejszy potencjał pozostaje do ich dalszych wzrostów a jednocześnie rośnie nam ryzyko korekty czy bessy. Globalny kapitał zazwyczaj w takiej sytuacji przenosi się na inne tańsze rynki, podczas gdy lokalni inwestorzy zostają z akcjami kupionymi po bardzo zawyżonych cenach.

Sytuacja na Chinext bardzo przypomina Nasdaq z 2000 roku. Uliczni inwestorzy, którzy na fali kupili akcje na szczycie musieli czekać do 2015 roku aby nominalnie odrobić straty. Siła nabywcza dzisiejszych dolarów jest jednak zupełnie inna niż 15 lat temu.

Niech to, co się stało w ciągu ostatnich 2 tygodni na giełdzie w Chinach będzie małą lekcją dla osób, które chciałyby obecnie wrócić na rynek akcji rekompensując sobie stracony czas. Globalny rynek akcji jest w ostatniej fazie hossy, która przy okazji jest najdłuższa od 80 lat. Tanich akcji obecnie jest jak na lekarstwo. Poza rynkiem rosyjskim oraz spółkami zajmującymi się wydobyciem złota i srebra w zasadzie wszystkie akcje są drogie. Udział akcji w moim portfelu spadł bardzo wieloletnich minimów. Pamiętajmy, że typowa hossa jest 3-4 razy dłuższa niż bessa. Tym samym spadki cen akcji są dużo gwałtowniejsze od ich wzrostów. Czasami dużo lepiej jest  stanąć z boku miesiąc za wcześnie niż dwa dni za późno.

Trader21

Zrzut_ekranu_2015-06-30_o_12.21_.25_źródło: http://independenttrader.pl/368,panika_na_chinskiej_gieldzie.html

—————————————————————————————————————–

Chiny ratują giełdę przed krachem. Wyparowało już 2,8 mld dolarów

Jedyną giełdą, która w poniedziałek rano nie przestraszyła się Grecji były Chiny. W czasie, gdy na pozostałych parkietach wystraszeni inwestorzy sprzedawali akcje, chiński indeks Shanghai Composite zaczął dzień od 7-procentowych wzrostów. Co prawda we wtorkowy poranek notował on już spore spadki, jednak reakcja inwestorów na wynik greckiego referendum była nietypowa. Dlaczego? Chińczycy wcale nie zwariowali. Sytuacja na tamtejszym rynku jest tak słaba, że chińska Rada Państwa postanowiła ją ratować przed utonięciem, wdrażając nadzwyczajny program interwencyjny. W ciągu niespełna miesiąca z chińskiej giełdy wyparowało bowiem 2,8 mld dol.

adb05d41ebfcf0a5a19b1bd5e2822818

Wyniki greckiego referendum wywołały w poniedziałek falę spadków na giełdach. Indeksy od Azji po Europę czerwieniły się, jak po ugryzieniu, ale nie na tyle mocnym, by polała się krew. Jednak na tej czerwonej mapie była jedna zielona wyspa. I nie, nie była nią Polska. To Chiny. W czasie kiedy inwestorzy na pozostałych parkietach w strachu, a przynajmniej niepokoju sprzedawali akcje, Chińczycy je kupowali.

Japoński indeks giełdowy Nikkei 225 w poniedziałek rozpoczął notowania od spadku o 1,5 proc., a około godziny 6.00 polskiego czasu wskaźnik dla całego regionu Azji i Pacyfiku (MSCI Asia Pacific Index) tracił 2,1 proc. Nie jest to jeszcze panika, ale to największy spadek od ponad roku.

W tym samym czasie indeks Shanghai Composite zaczął tydzień od 7-procentowych wzrostów! To efekt programu interwencyjnego, jaki zapowiedział chiński rząd.

„To było istne szaleństwo”

Chińska giełda jest przegrzana. – W ciągu roku, od lata ubiegłego roku do 12 czerwca br., indeks Shanghai Composite wzrósł z 2 tys. punktów do ponad 5 tys. punktów – to ponad 150 proc. wzrostu w rok. To było istne szaleństwo i dmuchanie bańki na giełdzie – wskazuje Piotr Kuczyński, główny analityk firmy Xelion. – Nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z bańką na chińskim rynku i wiadomo było, że korekta musi nadejść – dodaje.

I nadeszła. 12 czerwca główny indeks giełdy w Szanghaju zaczął tracić. Do zeszłego tygodnia, czyli w ciągu trzech tygodni stracił 25 proc., a z rynku wyparowało w ten sposób 2,8 mld dol. Partia najwyraźniej przestraszyła się tak gwałtownych spadków i postanowiła przyjść z odsieczą.

W czasie, gdy w Grecji z desek zbijano ostatnie urny do głosowania w niedzielnym referendum, chińskie władze ogłosiły nadzwyczajny program interwencyjny składający się  z czterech elementów.

Państwowe firmy zmuszone do kupowania akcji

Po pierwsze państwowe firmy i fundusze zobowiązały się do skupu akcji, gdy indeks Shanghai Composite będzie poniżej poziomu 4,5 tys. punktów. – To oczywiście nie zostało powiedziane wprost, ale między wierszami można wyczytać, że to jest właśnie poziom, którego będzie bronił chiński rząd – twierdzi Maciej Jędrzejak, dyrektor zarządzający Saxo Bank w Polsce.

Zakup akcji na kredyt

Drugim elementem pakietu chińskiego jest wsparcie banku centralnego Chin dla firm, które zajmują się dystrybucją kapitału do inwestorów, a mówiąc wprost, które udzielają inwestorom pożyczek na zakup akcji . – Oficjalny komunikat mówi jedynie, że Ludowy Bank Chin będzie wspierał aktywnie China Securities Finance Corp., szczegóły jednak nie są znane – mówi Jędrzejak.

19 mld dol. w funduszu ratunkowym

Trzecim elementem jest stworzenie dodatkowego funduszu ratunkowego. Zrzucić ma się na niego 21 brokerów, każdy po 15 proc. swoich aktywów netto, jednak nie mniej niż 120 mld juanów, czyli ok. 19,3 mld dol.

– Wbrew pozorom, fundusz nie będzie służył wspieraniu upadając brokerów, powiedzmy na wzór Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, ale ma służyć skupowaniu akcji spółek o największej kapitalizacji – tłumaczy Jędrzejak z Saxo Banku. Chodzi po prostu o to, żeby podbijać wyceny spółek na giełdzie. Poza tym brokerzy mają skupować własne akcje.

IPO do zamrażarki

Po czwarte zaś Rada Państwa, odpowiednik rządu, zadecydowała w weekend o zamrożeniu nowych IPO. Na razie ma to dotyczyć 10 planowanych debiutów na giełdzie w Szanghaju i 18 na parkiecie w Shenzen. To właśnie IPO w ostatnim czasie były częściowo odpowiedzialne za spadki na giełdzie, bo inwestorzy kierowali swoje środki w nowe emisje, przez co popyt na akcje już notowane spadał.

– Z drugiej strony chiński regulator rynku jeszcze niedawno mówił o zwiększeniu liczby IPO, żeby schłodzić nieco nastroje i zapobiec długim hurraoptymistycznym wzrostom – wskazuje Arkadiusz Trzciołek, analityk X-Trade Brokers. Wygląda na to, że schłodzenie udało się władzom aż za dobrze i teraz pozostało już tylko głębokie mrożenie.

Na jak długo IPO pozostaną w zamrażarce, nie wiadomo. Być może póki indeks Shanghai Composite nie wróci do pożądanego poziomu 4,5 tys. pkt.

Efekt? Nawet Grecja nie wystraszyła Chińczyków

Czteropunktowy plan interwencyjny to na razie w większości tylko słowa, ale i one okazały się skuteczne. Klasyczna werbalna interwencja.

– Biorąc pod uwagę sam fakt zaistnienia tej interwencji i moment, w którym została zastosowana, to robi wrażenie. Widać, że interwencja odniosła krótkotrwały skutek i ten ruch chińskich władz zahamował spadki, a w poniedziałek w nocy czasu polskiego mieliśmy nawet solidne wzrosty. To są jednak na razie słowa i jeśli chodzi o wielkość środków zaangażowanych w ratowanie giełdy, mogli się panowie bardziej postarać. Aż dziw bierze, że to zadziało – komentuje dyrektor polskiego oddziału Saxo Banku.

Zdaniem Jędrzejaka sytuacja uspokoiła się tylko na chwilę. – Nie wydaje mi się, żeby te działania dały rezultaty na dłużej niż w perspektywie kilkunastu dni, tym bardziej, że sytuacja geopolityczna też nie pomaga – mówi analityk.

I może mieć rację, bo po 7-procentowych zwyżkach na otwarciu chińskiej giełdy, na jej zamknięciu pozostał tylko ślad. Chiński indeks giełdowy zakończył poniedziałkową sesję wzrostem jedynie o 2,4 proc., a w trakcie dnia znajdował się nawet chwilami pod kreską. Inwestorom już zaczynało brakować pary. Gorzej było we wtorkowy poranek – indeks Shanghai Composite notował już spore spadki.

Spokojnie, Chińczycy to hazardziści

Czy 19 mld dolarów i zamrożenie IPO wystarczy, żeby zapobiec dramatowi na chińskim parkiecie? Większym optymistą jest Piotr Kuczyński. – Jak na razie wystarczyło to zaledwie na dwuprocentowy wzrost. Nie wierzę w skuteczność tego rodzaju działań w wykonaniu władz, ale dałbym jednak szansę normalnym siłom rynkowym – mówi Kuczyński. – Chińczycy to hazardziści, w tym kraju zakłada się kilkadziesiąt milionów rachunków maklerskich miesięcznie, więc ma kto kupować akcje. Fundusz ratunkowy może jedynie ustabilizować sytuację, resztę zrobią sami inwestorzy – dodaje.

Analityk uspokaja, twierdząc, że krach na chińskich akcjach właściwie już był, w czerwcu przecenił akcje o jedną czwartą i nic strasznego się nie wydarzyło. – Wydaje mi się, że dla reszty świata nie ma to zbyt wielkiego znaczenia. Indeks chińskiej giełdy spadł w zaledwie trzy tygodnie z 5170 pkt do 3600 pkt., czyli o ponad 25 proc. i nic strasznego na świecie się nie stało. Owszem, Chiny długo będą odrabiać te straty, ale świat teraz wpatruje się w Grecję i Fed, dlatego Chiny nie są na celowniku – komentuje analityk Xeliona.

Nie tylko Chiny mają problem

Problem Chin to nie tylko problem spadku cen akcji. To konsekwencja. Chińska gospodarka spowalnia. Zmniejszenie popytu na miedź i rudy żelaza, do tego przekierowanie gospodarki z eksportu na popyt wewnętrzny i postawienie w produkcji na jakość, a już nie ilość – to wszystko odbija się na wzroście PKB, który w tym roku ma spowolnić do 7 proc.

Do tego wspomniany wyżej Fed i Grecja, o której jeszcze długo nie zapomnimy. To wszystko powoduje, że inwestowanie w akcje staje się coraz bardziej ryzykowne i to nie tylko w Chinach, ale również na pozostałych rynkach.

– W tym kwartale wchodzimy w taki okres, że rozsądniej będzie wstrzymać się od inwestycji, bo czynników ryzyka jest wiele, od napiętej sytuacji w Europie, nazywanej dziś kryzysem greckim, a nieopanowanej od kilku lat, po zmieniającą się politykę Fed – przestrzega Maciej Jędrzejak, dyrektor zarządzający Saxo Bank w Polsce. I przypomina, że już w maju 2013 roku Ben Bernanke mówił o podnoszeniu stóp procentowych w USA. – Wszyscy wiedzą, że wyższe stopy będą ochładzać gospodarkę i jest to zagrożenie dla rynków, dlatego ciągle się o tym tylko mówiło i przygotowywało rynki na ten scenariusz, ale w końcu stanie się to faktem – mówi Jędrzejak.

– Poniedziałkowy 2-proc. wzrost indeksu Shanghai Composite to tylko korekta przed dalszymi spadkami, a rynek chiński wkrótce nie będzie jedynym spadającym – przestrzega dyrektor Saxo Banku.

W najgorszym scenariuszu to może być początek fali wyprzedaży, która właśnie zaczyna się w Azji, ale wyjdzie daleko poza nią.

Agata Kołodziej, Dziennikarka Onetu i Biznes.pl

źródło: http://biznes.onet.pl/gielda/wiadomosci/chiny-ratuja-gielde-przed-krachem-wyparowalo-juz-2-8-mld-dol/ne8gsv

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *